niedziela, 24 marca 2019

Rozdział trzydziesty

- Chodź Pipo. - Powiedziała żartobliwie i wskazała wzrokiem na las.
- Tak, już idę - Ruszyła za nią.
- Znajdziemy jakieś ubrania i jedzenie.- zamyśliła się na chwilę wyraźnie wymieniając w pamięci potrzebne im dobra.
- Zdecydowanie przydałoby się nam coś do picia.- Odrzekła czarnowłosa przewidując tok myślenia Szarony i dodała pouczająco. -Bliższa nam śmierć z pragnienia niż głodu.
- Yhym. -przytaknęła. - ale w tym lesie chyba nie aż tak trudno będzie z wodą - Zaciągnęła się haustem wilgotnego powietrza, znajdowały się na obrzeżach lasu, gdzie to czym oddychały było już zdecydowanie bardziej wilgotne, a wchodziły coraz dalej, w czarną czeluść drzewnego sacrum, gdzie prawie jedyne światło pochodziło z ciekawych, niebieskich porostów otaczających drzewa, paproci i bulw na ziemi o dziwnej zdolności luminescencji. Przystanęły na chwilę.
- To co, szukamy źródła wody? - zwróciła się Kiamenita, rozglądając się wokół podobnie jak jej towarzyszka.
- Yhym - Odchrząknęła Szarona - Całkiem tu ładnie nie sądzisz - Wodziła wzrokiem rozkojarzona lekko przez otoczenie
- Taaak - zgodziła się cicho - ale choć już, nie traćmy czasu, nie wiadomo, czy znajdziemy jakieś źródło wody, a im szybciej tym lepiej. - Białowłosa nie odpowiedziała, tylko przyspieszyła kroku na potwierdzenie.
Wojowniczka zdała sobie sprawę, że jej zdolności poruszania się w terenie, a szczególnie obcym były gorsze niż myślała. Jedyne co wiedziała to, to że musi za wszelką cenę wydostać się z tego urokliwego bagna.  Była pewna, że wytrzyma kilka dni bez jedzenia albo chociaż udawała przed samą sobą, że tak jest. “Spragniony człowiek jest jeszcze gorszy niż głodny człowiek” powtarzała w głowie, jednak zdawała sobie również sprawę z tego, iż o ile napełni żołądek wodą to jednak nie dostarczy sobie składników odżywczych i bez tego umrze. Czuła nadal w pewnym stopniu osłabienie swojego ciała co pogorszyło sytuację jeszcze bardziej. Wędrówka trwała, a krajobraz z czasem coraz bardziej ulegał zmianie. Światło słoneczne już całkowicie zniknęło, teraz drogę oświetlały im magiczne rośliny. Drzewa zagęściły się, a duża swoboda ruchu powoli zaczęła maleć. Spojrzawszy do góry można było ujrzeć sufit stworzony z gałęzi i konarów. W niektórych miejscach dało się zauważyć przejaśnienia, które i tak nie dały rady oświetlić drogi. W ułamku sekundy dziwne, odłamki światła skumulowały się przed bohaterkami oślepiając je całkowicie. Po chwili, gdy przejrzały na oczy zobaczyły oddalającą się grupę szybkich, latających błękitnych stworzeń:
- Co to było?! - Niejako wykrzyknęła szeptem Kiamenita.
- Kiaskusy, świetliste motyle. Do teraz widziałam je tylko w księgach. - odpowiedziała cicho, przyglądając się im tak długo jak tylko mogła je widzieć oczarowana ich gracją.
W tym samym momencie jakieś stworzenie wyskoczyło z drzewa i łapczywie złapało motyle. Reszta   latających owadów rozleciała się we wszystkie strony, żeby po chwili powrócić do zwartej grupy. Wszystko to trwało na tyle szybko, że czarodziejka nie nadążyła, żeby zarejestrować wzrokiem ów tajemnicze zwierzę:
- Widziałaś to? - Wzdrygnęła się wojowniczka
- Cóż - westchnęła białowłosa - Wygląda na to, że nie jesteśmy tu same. - Ale nie bój się, jakoś sobie poradzimy, nie zapominaj, że jestem magiem.
- Dobra, też przeważnie jestem magiem, jeśli mogę używać swoich mocy - Przez ciemność nie dało się zobaczyć wyrazu twarzy Kiamenity ale ton głosu brzmiał jakby miała do niej pretensje
- Będziesz mogła używać swoich mocy, niedługo pokażę ci o co biega, po prostu może to zająć trochę czasu więc proponuję najpierw zająć się znalezieniem schronienia. - wytłumaczyła się trochę zakłopotana.
- Dobrze, po prostu - zmieniła ton na łagodny. - nie jestem przyzwyczajona do ta... - Zdanie przerwał jej dziwny odgłos, obie zamarły na chwilę, złapały się za ręce. Coś co wydało z siebie przed chwilą przenikliwy ryk sądząc po odgłosach kroków zmierzało właśnie w ich stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz