Źdźbła trawy
delikatnie łaskotały ciało Kiamenity. Na początku nie było to na tyle drażliwe
żeby się obudzić, jednakże po dłuższej chwili czarne oczy dziewczyny otworzyły
się. Przewróciła się na drugą stronę i spojrzała w błękitne niebo. Światło
słońca oślepiło ją na krótki moment, a trawa, którą miała w ustach przykleiła
do podniebienia. Czarodziejka szybkimi, niespokojnymi ruchami zaczęła ją
wyciągać. Kiedy uporała się z problemem usiadła opierając się rękoma. Delikatny
wiatr okrył jej ciało. Uwagę wojowniczki przykuła trawa odbita na nodze, a
wzrok zaczął powoli wędrować coraz wyżej i wyżej. Zauważyła, że jest całkowicie naga. Poderwała
się na równe nogi. Oglądała swoje ciało jakby widziała je pierwszy raz w życiu.
Nie była pewna co tak na prawdę się stało. Miała tyle pytań, na które nikt nie
mógł odpowiedzieć. Za swoimi plecami usłyszała jakiś dźwięk:
- Ymm - ktoś wydał
z siebie głuche jęknięcie.
Kiamenita
gwałtownym ruchem odwróciła się. Ujrzała przed sobą białowłosą ubraną w
delikatną, krótką szatę, przez którą widoczny był zarys penisa xD. Szybko
zakryła się dłońmi, a na jej bladej twarzy ukazały się dwa okrągłe rumieńce
przypominające dojrzałe pomidory. Szarona rzuciła w bohaterkę materiałem, który
trzymała w ręce:
- Okryj się tym
zaraz wyjaśnię Ci wszystko co się tu dzieję - szybko powiedziała bezskrzydła
anielica.
Czarodziejka
energicznymi ruchami zakryła swoje walory. Materiał, który miała na sobie był
niezwykle delikatny. Okrywał jej ciało nie pozostawiając na nim żadnego dotyku.
Czuła się jakby nadal nie miała nic na sobie.
Przez ubranie delikatnie prześwitywały kawałki jej ciała:
- CO TU SIĘ ODJEBAŁO!? - spytała w bardzo wulgarny dla siebie sposób.
- Jest to dość
skomplikowane, ale jestem tu po to żeby Ci to wyjaśnić. - odpowiedziała Szarona
- pozwolisz, że udamy się w tamtą stronę? - wskazała ręką na wielki las. - Zrobi
się potem ciemno i nie będziemy miały się gdzie schować, a tak to będziemy w
lesie i się gdzieś schowamy - dodała pośpiesznie.
- Dobrze, to
ruszajmy szybko - ponagliła Kiamenita.
Kobiety unosiły się
na wyspie, która nisko dryfowała nad ziemią. Trochę niepewnie ruszyły naprzód:
- Tak więc od czego
mogę zacząć wyjaśnienia? - spytała towarzyszka.
- Dlaczego nie
umarłam? - zapytała czarodziejka. - Przecież tamta suczka mnie zabiła?
- Nie wiem o jakim
psie mówisz, ale z jakiegoś powodu twoja dusza i część istoty trafiła do
Arkadyjskiego „nieba”, a właściwie wymiaru dusz. Nie wiem czy mam ci wchodzić w
szczegóły co to jest, na razie to pominę. W gruncie rzeczy chodzi o to, że coś
wewnątrz mnie kazało mi wyciągnąć i uratować cię z tego wymiaru. I tak oto zamieniłam swoją materię w magię, poleciałam poza wymiar
ciała, znalazłam cię i odprowadziłam twoją egzystencję tutaj. Właściwie nie
mam pojęcia gdzie dokładnie jesteśmy,
ale jest to Arkadia czyli mój kochany światek , czuj się jak u siebie na
Cimero.
W tym momencie
doszły do końca skały. Szarona zeszła pierwsza, skok z tak małej odległości
niczym jej nie groził. Uważnie opadła na ziemię. Czarodziejka miała lekkie
obawy przed skokiem. Jej lęk wysokości wszystko komplikował. Chciała wspomóc
się przy skoku mocą wiatru. Za pierwszym razem nic się nie stało. Pomyślała, że
jest to spowodowane tym, że jest jeszcze trochę oszołomiona. Po drugiej
nieudanej próbie zrezygnowała. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego jej moce nie
działają, postanowiła się o to zapytać. Zdziwiona zeskoczyła na łąkę dosyć
niepewnie. Przewróciła się na lądzie, upadała na ryj xD. Dookoła rosła
zielona, muskająca trawa z barwnymi tropikalnymi kwiatami. Ogarnąwszy się
powoli wstała:
- Co się tu dzieje,
dlaczego moje moce nie działają? - zapytała zdenerwowana wojowniczka.
- A no widzisz… Bo
to jest coś co trzeba omówić. Wygląda mi to na efekt uboczny – trzy mrugnięcia
przerwy – efekt uboczny bycia w innym wymiarze. Najprostsze wyjaśnienie jest
takie, że u ciebie magia działa trochę inaczej niż u mnie.
- No to co ja mam
teraz z tym zrobić? - spojrzała rozczarowana. - Mogę w ogóle coś zrobić?
- Spokojnie można cię nauczyć jak się nią posługiwać w
tym wymiarze. – uspokoiła ją Szarona – Swoją drogą, to czemu właściwie
zginęłaś?
- Okazało się, że
ostatnia z wiedźm przeżyła. Nie wiem jak, ale przeżyła. - powiedziała drżącym
głosem. - Zauważyłam ją w zamku, na samym początku myślałam, że przede mną
ucieka, jednakże był to tylko i wyłącznie podstęp. Wbiegła na trzecie piętro, a
ja jak posłuszny piesek za nią. Wtedy mnie zaskoczyła i podcięła gardło. - Na
krótką chwilę zamknęła oczy.
- Ugh – stęknęła z
obrzydzeniem bezskrzydła anielica – Ale spokojnie, już żyjesz, wszystko jest
dobrze. – Pocieszyła koleżankę.
-Tutaj wszystko
jest dobrze, a na Cimero nie wiadomo. - spojrzała czarnymi jak węgiel oczami na
białowłosą. - Dobrze, że mnie uratowałaś.
- Wiem, że pewnie
martwisz się bardzo o swoją planetę, szkoda bo nie widzę żadnego sposobu byś
mogła się tam, teraz, w tej chwili dostać. – pesymistycznie ujęła – ale nie martw się, poradzą sobie
raczej bez ciebie i nabiją twoją zgładzicielkę na pal tak że jej wyjdzie ustami
– uśmiechnęła się w złowieszczo –pocieszającym uśmiechu.
- Dziękuję Ci za
wszystko. - powiedziała już bardziej rozchmurzona. - Gdyby nie ty nadal
wędrowałabym po wymiarze dusz.
- Tak – odparła z
honorem – i mogłabyś się tam rozpłynąć, zneutralizować albo jakaś większa bździągwa mogła cię wchłonąć. – teraz jak nad tym pomyślała była z siebie
naprawdę dumna za to że ją uratowała. – Ale teraz czeka przed nami inny problem, nie
wiem gdzie się znajdujemy i przyda się znaleźć jakiś żywy i w miarę
ucywilizowany lud, to może nam pomogą.
- Mimo iż nie znam
tej planety ani istot, które tutaj żyją, to również mi się wydaje, że
znalezienie kogoś jest najlepszym wyjściem.- łagodnie odpowiedziała
czarnowłosa.
- Na nasze
nieszczęście może minąć trochę czasu, zanim znajdziemy coś. – spojrzała w
niebo, słońce wciąż górowało na nieboskłonie ale zdawało się już powoli opadać.
– Wygląda na to, że dziś prześpimy się w lesie. Nie wiem jakie zwierzęta tam
mieszkają ale trzymaj się blisko mnie i jakoś sobie poradzimy.
- Z naszymi
walecznymi i dzielnymi charakterami na pewno damy sobie radę.
- Ostatnia sprawa.
– Powiedziała z dziwnym uśmiechem.
- Jaka? - Spytała
zdziwiona czarodziejka.
- Jak mam się do
ciebie zwracać? Królowo? Czy ty pipo wystarczy?
- Jak Ci będzie
wygodniej. - Zaczęła się śmiać.
Ruszył w stronę
ogromnej puszczy. Musiały pokonać dość duży dystans. Po upływie nieokreślonej
ilości czasu Kiamenita zauważyła przed sobą jedno z drzew, a za nim kolejne.
Korony niższych roślin były fioletowe, a wyższych zielone. Pierwszy raz
widziała taki widok. Bohaterka mimo iż nie była naga wstydliwie poruszała się
za białowłosą. Piękno miejsca, w którym się znajdowały onieśmielało ją, bardzo
chciała poznać nazwy i właściwości tych wszystkich pędów i owoców. Wokół siebie
widziała milion różnych roślin. Na
początku były to małe skupiska kwiatów i drzew, jednakże po pewnym czasie
zaczęły tworzyć las. Pierwszy raz od dawna zachwycała się czymś tak szczególnie. Wojowniczka bardzo uważała na czym stoi. Jej stopy bowiem
nie były przyzwyczajone do chodzenia po takiej powierzchni bez obuwia. Nie
chciała też żeby coś skaleczyło jej stopę.
Delikatnie, ale nadal sprawnie poruszała się po ziemi. Nie miała również
żadnych problemów z dotrzymaniem kroku Szaronie.
Perspektywa Szarony: http://mojewymiaryiarkadia.blogspot.com/